Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/155

Ta strona została przepisana.

mie w posagu Pokrewne a Kostusia kapitał, bo Piotuchy mają sami ziemi do syta, a Szopów musi wypaść na młodego Krzyszka. Tylko, że za młode, więc z pół roku wypadnie zbałamucić! — Pół roku, cale zbyteczna mitręga. Nie wymawiając, przecież Marysia, gdy za Dominika wychodziła, miała ledwie szesnaście lat. I na zdrowie jej poszło. Pół roku, — szkoda, szkoda. Go? Józiowa ma bliźnięta! Patrzcie, Sołtanówna się spisała, — dwie córki! Trzeba natychmiast do Krasławia posłać, bo i oni, za Dźwiną pokutując, gotowi nie wiedzieć nic o własnych bratanicach. — Kossakowskim urodziła się córka. — Krzyszek Plater precz z Krzemieńca listy pisze, że mu się służba wojskowa uprzykrzyła. — Generał Weyssenhoff wrócił ze swego poselstwa do dworów zagranicznych i otrzymał w darze une bôite a chiffre. Prezent bardzo piękny, ale szkoda, że tylko pudełko.
Podkomorzyna już do końca listu dobiegała, już coraz wolniej czytała, już układała sobie, ile z tego będzie przedmiotu do rozmów przy wieczerzy, gdy niespodzianie na taką nowinę trafiła, że strzymać się nie mogła z chęcią powiadomienia o niej Emilki. I, bez ociągania, dźwignęła się na lasce, zgarnęła listy i ruszyła żwawo do komnatki hrabianki.
— Patrzże, moje dziecko! — zawołała podkomorzyna od proga. — Nie przeszkadzam ci? To dobrze. Daj, niech usiądę. No, szałaput, zawadjaka! List przyszedł od Dowgiałłowej! Rozmaitości pisze bez liku — ale żeby takim był szałaputem nic dobrego, nie spodziałam się, nie spodziałam.
— Kto, cioteńko? — zagadnęła hrabianka, przysuwając stołeczek pod nogi podkomorzyny.
— No, ten twój Grużewski!