— Zdawało mi się, kochanie, że nie jest ci to obojętnem.
Emilja poruszyła się niespokojnie. Podkomorzyna wyczekała chwilę, poczem dodała z intencją.
— Mogłabyś napisać kilka słów.
— Nie sądzę. Pismo z Liksny gotoweby zaszkodzić karjerze barona...
— Mam przekonanie, że, gdybyś jeno chciała, Dallwig wyrzekłby się tej, jak ją zwiesz karjery.
— Nie, cioteńko, takiej ofiary nie godziło by mi się żądać.
Podkomorzyna westchnęła z cicha i dźwignęła się z fotela.
— Nie nalegam, nie spieram się. Choć szkoda, szkoda, szkoda mi go!... Nie bierz za złe, iż tego przedmiotu tknęłam, lecz wynika on z pragnienia twego dobra, twego szczęścia. A czas, kochanie, o tem myśleć, czas sobie stworzyć własne ognisko. Nie z samolubsłwa powiadam, bo radabym cię zawsze mieć przy sobie. Nieboszczka Marynia niegdy układała sobie twój marjaż z Cezarym. Nie nalegałam, boć między stryjeczno-stryjecznymi związek za bliski, a przytem postrzegłam, że jeno braterski sentyment was łączy. Więc tego mi nie żal, zresztą pan Cezary coś nadto hula po szerokim świecie. Uczy się, studjuje? Wiem, wiem, zawisześ go w obronę brać gotowa. Niechby już przywiózł do Dusiat te zamorskie rozumy, niechby ojcowizna nie zostawała na łasce ekonomów. Udręczyłam cię, moje dziecko. Nie dopuszczaj smutnych myśli. Życie całe przed tobą, cały świat przed tobą! Wracam do czytania listu. Mnóstwo takie nowin, że przepomniałam! A trzebaby jednakże coś dla tego zawieruchy. No, no, awanturnik kawaler. Daj, niech cię ucałuję. Niczem nieboszczyk Piotr Żaba!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/158
Ta strona została przepisana.