kufami miód przedawał, komory, śpiżarnie miał do pułapu wyładowane, grosza pełne mieszki, do syta wszystkiego, no, i do jeszcze większego bogactwa łapczywość.
Pan Błażej bez trudu dowiódł stryjecznemu, jako w gospodzie pod zamkiem mógłby dwakroć więcej napoju i jadła na Morozdyń wyprzedać, gdyby zapasów nagotował i jako, gdyby komisarz zapasów mu pozwolił, z nielada procentem, po jarmarku należytość by wypłacił.
Dał się przekonać imć komisarz, dziesięć wozów czubatych wyszykował, bacząc, aby krewniaka na wadze i miarze conajpiękniej ocyganić, zaczem skrypt kazał sobie ułożyć i prowiant do Iłłukszty wyprawił.
Pan Błażej nie posiadał się z ukontentowania. Zdało mu się, że teraz dopiero gospodę zaopatrzył przystojnie, że teraz uniknie rwetesu, pomstowania, a żniwa tęgiego się doczeka.
Aliści, od pierwszego dnia Morozdynia, gospodę pod zamkiem taki tłum zaległ, że ani się obrócić, ani doliczyć wyszynku, ani opędzić nawoływaniom, ani nastarczyć oprzątaniem izdebek, noszeniem obroków dla koni, odpowiadaniem na pytania, sumitowaniem się, pilnowaniem izby gościnnej a zapisywaniem kredą na ścianie rachunków. Pan Błażej z początku zmagał się, napędzał parobków, fukał na połowicę, dziewkom perory prawił, by żwawiej się krzątały, gości uniżenie witał — aż ustał, zdrętwiał z wyczerpania, z utrudzenia.
Chmara taka do gospody waliła, że ani kąta wolnego, ani stołka, ani łyżki, ani miski. A w dodatku, co drugi gość — to szlachcic, co trzeci — to pan butny, czupurny, kpami sadzący. Te kpy właśnie najbardziej panu Onoszce dokuczały. Szlachcicem przecież był, Jacyną się pieczętował, kneziównę w rodzie miał, a o kar-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/17
Ta strona została przepisana.