Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/182

Ta strona została przepisana.

wojskowych, rozbicie go na części i zmuszenie do odwrotu, do paktu.
Tak rozumowano na ziemiach zaniemeńskich i wypominano żywy przykład kampanji roku tysiąc ośmset dziewiątego, kiedy to, za radą Dąbrowskiego, ustąpiono, po bitwie raszyńskiej Warszawy austrjakom i przeniesiono pole walki w granice austrjackich posiadłości. Plan ten świetnie się powiódł, choć w gorszych, niż obecnie, podjęty był warunkach.
Minął tak grudzień i połowa stycznia. Niecierpliwość rozżarzała umysły. Wysłani do Warszawy emisarjusze przepadali bez wieści. Wzmocnione kordony pograniczne coraz więcej utrudniały przewożenie gazetek, a gazetki same takie dziwy rozpowiadały, że ani pojąć, ani dociec, co zgromadzone pod Warszawą wojska zamierzają, dlaczego Chłopicki zrzekł się dyktatury, skąd człek tak schorzały, jak Radziwiłł, naczelne dostał dowództwo, o co izby poselska z senatorską się spierają, o jakich to warchołach i jakobinach była mowa, dlaczego ułatwiono ucieczkę Lubowidzkiemu, co znaczy potępianie „ruchawki“ i zalecanie niemieszania się cywilów do spraw wojskowych.
Ziemie zaniemeńskie niepokój zdjął. Młodzież jęła ginąć w oczach, zapadać się w mgły południo-zachodu. Dybicz był już za Bugiem. Z dnia na dzień spodziewać się było można pierwszej bitwy. Słuchy zapowiadały, iż nakazany pobór rekruta weźmie ze wsi i miast wszystkich zdolnych do noszenia broni, komisarze kwatermistrzowstwa nie ustawali w rekwirowaniu zapasów żywności, koni, inwentarza, dobytku wszelkiego. Kraj więc biedniał, wyzbywał się tego, co właśnie mogło być Wojsku Polskiemu pokrzepieniem, oparciem,