w Obodówce, przebywał, tedy z tego okrutna zwłoka wynikła. Gorsza jeszcze zwłoka uczyniła się z okoliczności, że imć pan referendarz stanu, graf Ludwik, pozostawał w Warszawie, razem z bratem swym, panem sędzią, grafem Janem z Indrycy, i znaku życia nie dawał. A trudno było, bez imci pana Ludwika, stanowić, boć ten po rodzicu zgoła kanclerską w arkanach politycznych wziął zdolność, a jako świadek od lat wszystkiego, co się działo w Warszawie, mógł najpewniej wyrokować.
Na ten koniec, choć na Trzy Króle, do Antuzowa, jako na dzień imienin hrabiego Gaspara, zjechali się liczniej, niż zazwyczaj, przedstawiciele rodu Platerów, choć debatowali długo między sobą — żadnego atoli jasnego postanowienia nie powzięli.
Ale kiedy starszyzna radziła, młódź, skupiona w bocznej komnacie pałacu, własny odprawiała sejmik. Sejmik, z początku gwarny, zgiełku i śmiechu pełen, a zaczęty przez hrabianki Izabellę i Marję szlosberskie, które z dwoma krewniakami, Lucjanem i Ferdynandem, podchorążymi dyneburskiej szkoły, swarzyły się zalotnie, — przycichł, za wdaniem się starszego brata hrabianek, pana Kazimierza, który rozmowę na wojskowe sprawy zwrócił. Przedmiot stał się nużącym dla panienek. Sejmik opustoszał i przeszedł w ciche zwierzenia dwóch podchorążych z Kazimierzem i młodziutkim Władysławem dusiackim. Lecz snadź i w tak zmniejszonem gronie przetrwać nie mógł, bo raptem z żywych opowieści utknął na półsłówkach, na niedomówionych życzeniach, na mglistych zamysłach. Aż kiedy miał już się rozprysnąć, stanęła pośród niego hrabianka Emilja i rzuciła podchorążym kilka krzyżowych pytań i pytań
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/186
Ta strona została przepisana.