Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/207

Ta strona została przepisana.

Hrabianka głowę pochyliła.
— Byłam tego pewną. Człek zaufany ręczył mi własnem życiem. Borysewicz, z pod Sałant miał prowadzić z kmieciem Giedrymem... Musieli ich uwięzić, musieli wykryć spisek...
— Zmierzam do tego, kuzynko, że w ostatnim liście swym jeszcze kazałaś mi się spodziewać gońca z pod Ginteliszek i że stąd pochodzi brak zdecydowania, brak czynu z mej strony.
— Tak, istotnie, zawiniłam zbytkiem ufności — podjęła cicho Emilja, — wybacz mi, kuzynie, żywość słowa i radź, i rąk nie opuszczaj, bacz, że może zapaść się wszystko, że, jak masz przykład, na nikim polegać, nikomu wierzyć! Mamyż w bezczynności trwać tutaj, gdy tam za nas krew się leje!
— Więc pozwól mi wyłożyć mój zamysł. Nie na biadanie przybyłem. Zaklęłaś mnie, więc jestem, choć mi z drogi było. Przypadek z panem Grużewskim nas zetknął pod Iłłuksztą. I dobrze się stało, bo zamiar mój dojrzał. Jadę Święcianami Bortkiewicza i z nim dotrzemy do Przezdzieckiego i Wołodkowicza. Ci dwaj niezawodni. W Wilnie postawimy Komitetowi do wyboru: albo w tej chwili wyda hasło do zbrojnego występowania powiatów, albo my je sami wydamy, albo my sami rozpoczniemy, odmawiając raz na zawsze ulegania rozkazom Komitetu.
— Upłynie na tem z dziesięć dni.
— Conajmniej trzy tygodnie — wmieszał się nieśmiało Juljusz.
Hrabianka, jakby niedosłyszała uwagi Grużewskiego.
— Dziesięć dni znów na niczem...
— Inaczej być nie może — zakonkludował z mocą Cezary. Waśni za wszelką cenę należy uniknąć. Komi-