drzwi dosięgnęła, te rozwarły się z trzaskiem, ukazując pomieszaną wzburzoną twarz marszałka dworu.
— Z pod Telsz! — wyrzucił z trudem Szamotulski. — Wiadomości z pod Telsz!
Hrabianka wpadła do antykamery. Gromadka pokojowców, skupiona przy ławie pod ścianą, rozstąpiła się, ukazując dyszącą ciężko, zgarbioną, szarą postać jakiegoś włóczęgi.
Emilja wpatrzyła się niespokojnie w przybysza.
— Skąd przybywacie? od kogo?
Włóczęga odsapnął, poniósł drżącą ręką kubek do ust, wysączył do dna napój i mruknął apatycznie:
— Trzystu chłopa było, poczciwego chłopa, strzelb akuratnych czterdzieści... i przepadło. Kto nie legł, tego prusaki zakuli w łańcuchy... I przepadło.
— Imć Półnos! — zakrzyknęła ze zdumieniem hrabianka, poznając, mimo zarosłej szpetnie twarzy, wyraziste rysy telszewskiego szlachcica.
Półnos kiwnął się ociężale.
— Juści! Aby — nie ten, który miał przybyć! Dziad, żebrak. Parę koników... i to mi niemce zajęli... Szczęście, iż, co miałem grosza, to oddałem deputatowi pikielskiemu za rewersem dla Rzeczpospolitej, inaczej, bez ziemi przyszłoby zostawać. Spragnionym bardzo... dajcie pić jeszcze. A źle, źle szlachcicowi bez ziemi chodzić po świecie... Źle!... Osłabłem, bardzo, bardzo...
Hrabianka wydała marszałkowi rozkazy. Pokojowcy wzięli Półnosa pod ręce, zaprowadzili do bocznej komnaty, usadowili przed buzującym kominkiem, orzeźwili solami, a gdy nakoniec napoili go winem grzanem, szlachcic oprzytomniał, pewniej spojrzał, od-tajał zgoła. I dopiero sam z relacją się naparł.
Bolesna to była relacja, smutna.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/214
Ta strona została przepisana.