— Z początku wszystko po myśli się zaczęło. Borysewicz święcie dotrzymał. Giedrym, chłop prosty, takoż przysiędze nie chybił. Cała ginteliska parafja, jak przystało, po nabożeństwie, aby zakręciła się po chałupach za opatrzeniem i runęła w las. Tam Borysewicz z Giedrymem ład sprawili i powiedli na Sałanty. W Sałantach zawrzało, niby w ulu. Aż dziw, skąd się w chamstwie pospolitem taka rewolucja wzięła, boć w całem towarzystwie konfederackiem, na półpięta szlachcica, ledwie ze dwa poczciwe indygenatyby skleił. Ale bo i ten Giedrym taki był. Tłumaczę chamowi, kiedy do wsi jednej a niepewnej się zbliżamy, aby gospodarzów zwołał do kupy i grzecznie im wyłożył. On gdzie! Ani zrozumienia dla sejmikowego obyczaju! Z tym poszepce, z tamtym pomiamle i, co się chłop nawinie, juści nowa garść przybywa. Jeno zdumiewać się chamskiej cnocie a spluwać od uroku. Z Sałant mieliśmy się brać na Płotele i Ołsiady i do Telsz, gdzie imć Dowbor przygotował, co należało. Lecz ledwieśmy z Sałant ruszyli, aż tu, w zagajniku, chmara nas otacza. Milicja, jegry, burłaki z kołami. Nasi tęgo się trzymali. Ale cóż, czterdzieści strzelb nie mogło nastarczyć jegrom, którzy nas prażyli ogniem. Borysewicz nakazał odwrót. Jegry za nami. Wzięliśmy się na Korciany, spaliliśmy most na Mimii i cofamy się. Chamy nic, idą w ordynku, rannych dźwigają, i dobrze. Ubili nam luda, ale i myśmy im ubili, więc kwita, niema żałości. Za Korcianami, myślimy, sfolgują pościgu. Gdzie! Wytchnąć nie zdołaliśmy — a oni już, z za Mimii, dwakroć większą chmarą nacierają i od boków się skradają. Dostępu zaś na ostre niema, bo, co się nasi z kosami zerwą, to ogień w pół drogi ich skrwawi. Rada w radę... cofamy się ku pruskiej granicy, co jest tuż
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/215
Ta strona została przepisana.