Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Pierwsze cztery dni piorunem zeszły hrabiance. Miała tuż Marynię Mohlównę, w poblizkich Imbrodach, miała narady z Władysławem, miała posyłki do Kazimierza szlosberskiego o nagotowanie, na lewym brzegu Dźwiny, dostatecznej ilości strug i łodzi, któreby, w razie ruszenia lodów, ułatwiły przeprawę na poddyneburskie wybrzeże, miała co moment sprawę pilną do załatwienia.
Mieszkańcy antuzowskiego pałacu równocześnie, jakby nie postrzegali gorączkowej czynności Emilji, jakby nie zauważyli nawet, że, ku bocznym schodom, wiodącym do pokoiku, zajmowanego przez hrabiankę, suną nieznane postacie, że tam, w jasnych ścianach panieńskiej komnatki, do późnej nocy szepcą stłumione głosy. Roztargnienie jakieś, czy zamyślenie smutne, ogarnęło bo raptem cały pałac antuzowski. Z rozgwaru niedawnego i śladu nie zostało. Pan Gaspar sapał astmą, stękał, podkomorzyna ledwie się czasem ozwała, milczeli państwo Michałowie, pani Gasparowa próbowała niekiedy zmódz ciszę, lecz bezskutecznie, bo nawet dziewczątka kryły się po kątach z zabawami i figlami.
Jeszcze gdy Emilja była obecna, ten i ów ozwał się, zagadał, skleił. Ale z chwilą, gdy hrabianka, uprzedzona przez hajduka, śpieszyła na przyjęcie posyłki łub, gdy, zajęta w swej komnatce, nie pokazywała się na pokojach, wówczas westchnienie wtórowało westchnieniu, wówczas spojrzenia zebranych krzyżowały się na odrzwiach, niby wymawiając im, że już się zawarły za Emilja, lub że się jeszcze nie odemknęły.
Trwało tak przez dni cztery, aż czynność gorączkowa hrabianki ustała nagle, a niepokój jej znów wzrastać zaczął. Od Cezarego znaku życia nie było i znikąd znaku życia. Przygotowania dobiegały kresu, zniecierpliwienie nurtowało puszczę subocką, z Jeziorosów nadeszły