Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/226

Ta strona została przepisana.

Powstanie cały powiat ogarnęło! Na kanale Windawskim wszystkie posterunki... zniesiono.
Hrabianka porwała się na równe nogi.
— Boże, Boże!... więc stało się, więc nareszcie upragniona, godzina wybiła!... Mów, dobrodzieju, powiadaj!...
— Załoga rosieńska nie wytrzymała naporu, choć straż pograniczną miała za sobą. Uległa. Niedobitki uszły za pruską granicę. Nasze oddziały już ku Szawlom i Telszom hasła niosą. Upita wre. To wszystko, co mi naczelnik donieść polecił, a raczej opowiedzieć to, na com własnemi oczyma prawie patrzył. Wpadli do Rosień, jak huragan, tchem jednym dokonali tego, na co inni ważyli się od miesięcy. A naczelnik pierwszy szedł, on darł się w odmęt najgroźniejszy. W Rosieniach wesele wielkie. Ksiądz z ministrem kalwińskim ludowi równość stanów obwieszcza, a rabin rodałami im wtóruje. Jeden Bóg na niebie, miłościwa hrabianko, jedna ziemia rodzona!... Sam Stwórca tej równości snadź żądał, boć dysydenta za pierwszego naczelnika i pierwszego bohatera sobie obrał...
— Dysydenta?
— Tak. I niech mi to za grzech poczytanem nie będzie, iż modliłem się i modlić się będę, aby tacy dysydenci, jak imć pan Juljusz Grużewski, na kamieniach nawet nam się rodzili.
— Więc Grużewski! Grużewski jest naczelnikiem? Więc to on!? — zakrzyknęła z radosnem zdumieniem hrabianka.
— I nie on tylko. Gromada zacnych młodzieńców go otacza; ale bez niego do dziś dnia z zacnością swoją-by biadowała i czekała.