Oddział hrabianki Emilji już przed świtem stanął pod Dowgielami, przyczaił się, i, podawszy ręce kawalerji Desztrunga i strzelcom Buchowicza, zacisnął pierścień i runął na postój plutonu huzarów.
Rozprawa była krótka i niemal bezkrwawa — szyldwach bowiem znienacka zaskoczony, nie zdołał wszcząć alarmu — i stąd, zanim podporucznik z podoficerami zdążyli się porwać do broni, pluton, napadnięty w stajniach i na kwaterach, już uległ przemocy.
Zdobycz była znaczna, choć nie tak wielka, jakiej się spodziewano, bo tabun koni, zarekwirowanych dla wojska, dzień przedtem wyciągnął do Wiłkomierza. Lecz i trzydzieści koni huzarskich, wraz z pełnem uzbrojeniem, było dla powstańców nielada sukursem, zwłaszcza, że doń przybywało kilka karabinów i dwa wozy wszelakiego żelastwa wojskowego, przyprowadzone przez Desztrunga z rozbitego, pod Imbrodami, konwoju.
Hrabianka ani chwili nie mitrężyła w Dowgielach, boć mrowie spraw było do rozstrzygania, mrowie zarządzeń do wydania. Trzeba było i broń rozdawać, i ład tęższy w oddziałach zaprowadzać, i ćwiczyć je, i dowgielskiego ochotnika przyjmować, i o strażach, i o furażach, i o zwiadach pamiętać, i gońce słać dokoła z wieściami, i o dalszych poruszeniach myśleć.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/245
Ta strona została przepisana.
XI.