Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/246

Ta strona została przepisana.

Ale Emilja miała taką bystrość, taką na wszystko, jakby z dawna zaprawioną, determinację, iż cała, otaczająca ją, starszyzna, od panów Godaczewskiego i Desztrunga począwszy, aż do Durbinasa borowego, na prześcigi się uwijała.
Oddział hrabianki w oczach rósł, wzmacniał się, krzepł, jędrniał w pojętności.
Na południe miała Emilja sześćdziesięciu kawalerji, stu ośmdziesięciu strzelców i trzystu kilkudziesięciu chłopa, zbrojnego w kosy, piki i krótszy, sieczny oręż.
Najdotkliwszym niedostatkiem oddziału był brak prochu i obuwia. Na razie starczyło i pierwszego i drugiego. Łapcie wybornie się sprawiały tam, gdzie butów nie było; ładunków wypadało do pięćdziesięciu na strzelbę. Ale należało pamiętać o jutrze, należało iść naprzód nie na samo wojowanie, ale raczej na szukanie magazynów, składów, zapasów, na mnożenie szeregów, na rozszerzenie rewolucji, należało iść tem śpieszniej, iż ubogie Dowgiele, w pół dnia, zbyły się dla powstańców wszystkiego, więc i ramion co silniejszych, i serc co gorętszych, i zapasów, i koni i wozów, — należało działać co tchu, bo wieści były groźne.
Przed czterema dniami przez Dowgiele przeciągnął generał Szyrman z artylerją i ćmą piechoty i ku Wiłkomierzowi podążył. Czy w Wilkomierzu się zatrzymał, czy też ruszył dalej — nie było wiadomo. Jedni ręczyli, że popasający oficerowie mówili o Kownie i Niemnie, nad którym korpusik Szyrmana ma straże zaciągnąć; drudzy napomykali o Poniewieżu, gdzie jakoby śledztwo miało się prowadzić, a inni znów widzieli wojsko generała i pod Ucianą, i pod Owantą, i pod Oniksztami, w Sokołach, a więc nawet i we wręcz przeciwnym kierunku.