w szeregach, rozdzielać broń i potrzeby zdobyte czy porzucone, szukać prowiantu, pamiętać o strażach, o instrukcji, o dostaniu języka.
Praca rozpoczęła się w milczeniu. Najodważniejszym ściskało się serce na widok pławiących się we krwi ciał ludzkich. Dopiero, kiedy z mogiłami się załatwiono, kiedy ziemia przytuliła i zwycięzców i zwyciężonych, obóz jakby ocknął się z zadumy, jakby wyrwał się bolesnej rozterce i o wygranej zagadał bitwie.
Teraz i z relacji pokiereszowanych burłaków i wynurzeń śmiertelnie rannego kapitana wyjaśniło się, skąd pod Deguciami wzięła się kompan ja piechoty. Owóż Półnos sprawiedliwie wypatrzył, iż piechota powlokła się ku Sołokom, jeno nie przewidział, iż burłaki z Degucia o nadciągających powstańcach doniosą kapitanowi i że temu przyjdzie ochota zawrócić i w zagrodzeniu drogi powstańcom szukać odznaczenia. Desztrung więc wpadł w zasadzkę i prawdziwie jeno doświadczeniu starego żołnierza i wielkiej odwadze swoich podkomendnych zawdzięczał możność dotrzymaniu placu regularnemu wojsku i doczekania się odsieczy.
Tak czy owak, powstańcy nietylko pierwszy chrzest ognia wytrzymali, ale i sprawności nielada dowiedli. Tedy im dłużej debatowano nad szczegółami osiągniętego zwycięstwa, tem raźniej poglądano w przyszłość.
Jedna hrabianka nie dzieliła ukontentowania ogólnego, ona jedna doceniała, że wieść o tem pierwszem starciu lotem błyskawicy może zaalarmować dyneburski garnizon, Szyrmana ruszyć z Uciany i plan wyprawy na fortecę zniweczyć bezpowrotnie, a powstańców rozbić.
I stąd Emilja wszelkich sił dokładała, aby co prędzej dźwignąć oddział z pobojowiska, — lecz daremnie.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/255
Ta strona została przepisana.