sły, a urok dziewicy-żołnierza najospalszym rozpalał serca.
W pierwszym dniu obozowania w Jeziorosach czterystu tęgiego luda stanęło do szeregów. Oddział już tysiąca sięgał. Strzelb i karabinów samych było dwieście z górą. Czterdzieści koni przysłano z Antuzowa, z Imbrodów całe wozy zapasów, z nad Dryświackiego jeziora opatrzenia nieprzebraną ilość. Słowem plan zamierzony podotąd triumf pełny święcił. Tymczasem hrabianka, miast radować się, miast pewności siebie nabrać, czegoś niepokoiła się, smutniała.
Anetka Prószyńska, która od Deguć kwękała i tyle że snuła się za Emil ją, podejrzewała ją, iż to brak wiadomości z Dusiat tak jej dokuczył. Lecz wiadomości nadeszły i to pomyślne, a hrabianka wciąż przygnębienie zdradzała, osobliwie, kiedy z Anetką bywała sam na sam.
Prószyńska dociec przyczyny nie mogła. Cezary wrócił nareszcie, objął dowództwo i, wezwany od Lisieckiego i Grotkowskiego, aby z nimi Szyrmana atakował, wyciągnął na Uszpole ku Ucianie. Cała potencja uderzy na Szyrmana, bo pan Horodecki takoż wiedzie gromadę, a nadto Kurmin od Pakolni odetnie generałowi drogę do Wiłkomierza. Juści z Szyrmana śladu nie zostanie. Wiadomo, skoro Cezary jest! — Byle mu się co złego nie stało! — Po rozprawieniu się z Szyrmanem, Cezary przyrzekł pójść na wsparcie Emilji. — Gdybyż już był, cała rewolucja poszłaby jeszcze gładziej... Prawda, że i dotąd się udaje... jeno te upiory deguckie były nie do zniesienia... I tu znów tyle krwi żywej... Gdyby mogło być tak, jak w Dowgielach! Wszak i tam była wygrana, a przecież nikomu nic się złego nie stało...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/268
Ta strona została przepisana.