bo co godzina to nowa chmara... Gdzie rezyduje? W Poniewieżu, oczywiście. A stamtąd już, jeno patrzeć ogarnie, co należy i Telsze i Szawle i Rosienie i Taurogi i Kowno i Wilno i Mińsk. Drogi obsadzi, poucina komunikacje moskiewskie i Dybiczowym tyłom dobierze się do żywego.
Hrabianka Emilja ledwie uszom wierzyć mogła. Panowie Godaczewski, Buchowicz, starszy Stęgwiłło dziwili się a radowali. Stary Desztrung jeno głową czegoś kręcił i pomrukiwał:
— Hrabia Karol Załuski... Licho nadało, zaraz musi hrabia, nic bez hrabi, nic bez hrabstwa...
Półnos wszakże podchwycił desztrungowe dąsy.
— Juści Karol, nie dwunasty, ale poczciwszy może, bo Załuski!... Znam, jakże bym nie znał. Syn pana podskarbiego koronnego, Teofila i Stępowskiej wojewodzianki. Matka rozwodnica, tertio voto generałowa moskiewska Igelstromowa. Karol w Peterburku się uczył, dworski urząd miał, przy ambasadach wisiał, ale szczere polskie serce dochował... choć go szambelanem carskim uczyniono. Z pana Michała Ogińskiego Amelką się ożenił, księżniczkę za gospodynię ma, zachowanie obywatelskie ma, bo do niego zawsze każdy, jak w dym, ze zmartwieniem... A kiedy mu, jak powiada pan Łopaciński, dodano ze sztabu szefa, Antoniego Goreckiego, co przecież kapitaństwa u Napoleona za pieniąchy nie kupił, tedy radować się, bo, chociaż się mówi: dwie głowy lepsze niż jedna, ale nie tam lepsze, gdzie trzeba jednej głowy.
Tu Półnos odsapnął i przylepił usta do kubeczka zieleniaczku, którego na narady lepsze klarowanie, pan Łopaciński starszyźnie zastawił.
— A jak tutaj w Zawilejskim?
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/280
Ta strona została przepisana.