Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/297

Ta strona została przepisana.

pstrokatej się kiwa, a pan Czernicki powiada w głos. Z powiadania tego zapał idzie, krew w żyłach pulsuje, serce hałaśliwiej kołacze. A kawalerja, a strzelcy owsiejowscy a zbieranina imbrodzka, dusiacka, podsubocka, jużancka, uszpolska, a panowie akademicy nogi zbierają, podśpiewują a prą naprzód, iż konie stępa nie mogą nadążyć i co i raz truchcikiem odsadzać się muszą.
Kiedy nareszcie, śród zapadającego zmierzchu, mrugnęły ku oddziałowi, z poza pagórków, pierwsze światełka Oszmiany, kiedy prastara siedziba jagiellońska zaburczała dzwonami, jakby nadciągającym na powitanie, wówczas nawet tym wolontarzom, których nogi odparzelinami piekły, skrzydła zda się urosły a stal zmęczone ścięgna przejęła.
Akademicy huknęli „Jeszcze Polska“, — owsie jowscy zawłórzyli po swojemu „Dabar Lenkay“.
Lecz, zanim pieśń przebrzmiała z głębi buchającej ogniami ulicy, zawarczały tarabany i ozwały się trąby. Plac komendant, uprzedzony przez Klotta, wyprawił na spotkanie całą kapelę prawie.
W rynku oszmiańskim ciżba ludu, zawały wozów wszelakich, rozprawiające gromadki, czapy rogate, dzwoniące butnie pałasze, toboły, wystające z za pleców strzelby, kosy, łyskające ponad pogłowiem, ciemne linje kramów a ponad tem wszystkiem łuna bijąca tuż, z pod ratusza a ponad tem wszystkiem zew rozlewnego, potężnego hymnu u stóp ołtarza.
Plac-komendant, pan Michał Rutkowski z rozmachem przyjął oddział hrabianki Emilji. Zresztą niewiele na nią baczył. Odrazu do pana Godaczewskiego zagadał. Zapisał liczbę koni, zakonotował ludzi i rozkazy wydał.