w strzelby na flintpasach w ładownice brzuchate, — drugie skromniejszego pozoru, ale z grzebieniem bagnetów na karabinach, — trzecie jeszcze pstre, jeszcze nie jednako wymalowane, lecz łyskające nasadzonemi kosami.
Tu czapa niesforna po wielkim, łysym łbie się suwa, — ówdzie zapada smykowi na uszy, piąstkę z oblicza czyni, tu para pistoletów sterczy, tam krzywa się bimba karabela, tu pałasz dragoński, koncerz zgoła, pradziadowe wypominający potrzeby, a tam szpadka, włoski rożenek, szpilka włoska, albo i tasak poprostu saperski, co jedną stroną tnie na drzazgi a drugą piłuje.
A kawalerja, — dzianety, których by za szczere dukaty nie kupić, — i rasowe anglezy, pańskie kłusaki, inochody sztuczne, małe arabskie suchołebki, opiekłe cienkonóżki i włochate, grubopęcinne, karmne wałachy, mierzynki srokate i myszate, smętne kobyły i ogierki kuse a niespokojne.
Dopieroż jeźdźcy. Środkiem pas czerwony a ponad nim czarne, trupiemi główkami wystrojone, kaszkiety, to Desperaty imci pana Zienkowicza, obok zagajnik mocny lanc, furkoczących białoczerwonemi chorągiewkami, smorgońskiego zaciągu, samego pana Przeździeckiego wolontarze, a przed nimi Szwykowski na tęgim dereszu. Tuż przy ułanach, strzelcy Ważyńskiego, w czarnych, szerokich płaszczach, tęgo zbrojni. A z boku ich jakaś jezdna pstrokacizna jeszcze, ale dostatnia, co koń to krew, co kawalerzysta to suty kożuszek, co czapa to inna fantazja, co strzelba to inaczej zezująca, tu sobie kruciczka, podsypywana a tu cały pistoletus srebrem nabijany, tam kindżał, słoniową nastręczający się kością a tu nóż myśliwski, którym i patroszyć
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/311
Ta strona została przepisana.