Koniuszkin runął i aby Chrystosem stęknął.
Czyrykow zawył. Dziewce bagnet do brzucha zasadził, obrócił, szarpnął, flaki wyrwał i rzucił flakami.
Zwód skończył z babami i lekarzem.
A Koniuszkin leżał i aby się krztusił, miał dosyć.
Ścisnęło się serce grenadjerskie Czyrykowowi. Pasja go zdjęła ostatnia.
Zakrzyknął. Dalej walić wszystko, na kawały rozrywać, trzaskać, tłuc, z kałem mieszać i te „ichnie“ obrazy i te „ichnie“ chresty i te poduchy i te bogactwa.
Teraz ognia dawać, ognia! A Koniuszkinowi podłożyć karabiny i zanieść na rynek — niech pogrzeb ma chrześcijański, bo mołodcem był grenadjerskim!
Podoficer Czyrykow szedł z następnym rozprawiać się dworkiem a za nim płomienie już syczały, już zbliżały się śladami jarzących się iskier ku poszarpanym zwłokom Lucynki Zakrzewskiej.
Żałośniejsza przygoda wydarzyła się feldfeblowi Jegorowi, który padł ofiarą swej własnej, wrodzonej dobroci.
Z trzema żołnierzami tylko, bo reszta bobrowała jeszcze w sąsiedztwie, zamożnego dopadł obejścia a patrzył, jak się dostać prędzej, gdy już cała dama grzecznie wita zaprasza „pana oficera“ do mieszkania.
Jegorow idzie naprzód, tasaka maca, ale idzie. Na stole dwie świece a z pomiędzy świec sam car patrzy na niego z kolorowego obrazka.
Feldfebel aż się przeżegnał. Toć on sam, batiuszka, taki kołnierz sterczący a czerwony, taki mundur zielony, jak na placu przed senatem, kiedy to Jegorow w lejb-grenadjerach służył i sam, grzech powiedzieć, o mało do buntu z całym pułkiem nie poszedł.
Dama z miejsca rozpowiada.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/357
Ta strona została przepisana.