Michałowska jest, siostra rodzona radcy Pelikana, co rektorem jest w Wilnie, samego gubernatora przyjacielem jest. Tu wisi na ścianie, krzyże już ma cztery, Annę ma, i Włodzimierza ma i Aleksandra Newskiego ma... A mąż był sędzią. Sama się podziewa i sama się tu męczy a czeka tylko, aby do brata, do sowietnika wracać, do Wilna jechać. Chciała zaraz stąd, niepodobna było. Najechało rozmaitych, zaburzeń narobili... złego narobili, innych namówili... Pułkownika Werculina zna, dobrze zna. Kiedy marszałek Dybicz był ostatni raz na paradzie, z pułkownikiem długo rozmawiała...
Jegorow w lot chwycił. Znaczna jakaś osoba. Na żołnierzy krzyknął, aby z łapami nie szli.
Dama prosi siadać.
Feldfebel zna przystojność.
Rozgląda się, dama precz mówi, częstuje, Jegorow półgębkiem sączy, małemi kawałeczkami się raczy powoli. Wielka dama mieszka. Tu zegar cyka, a tam zwierciadło, tu się świeci tam się świeci.
Zapiszczały dziewczyny w głębi. Dama sama wybiegła, zgromiła, aby byle czego nie piszczały. Sprawiedliwa niewiasta.
We drzwiach, ku powracającej z głębi damie, jakiś cień się podślizgnął.
Jegorow baczył. A któż to? Córka? Doczka? Niechże dama doczki nie chowa. Przyjemniej w kompanji.
Weszła doczka. Feldfebel mało się nie zachłysnął. Rozmaite widział. Dworskie frejliny w kokosznikach widział. Generałowe korpusu widział a takiej jeszcze nie oglądał. Patrzy, oczu oderwać nie może. Przy sobie ją posadził. Dyszy cała a pachnie.
Jegorow nie strzymał się, musnął zczerniałą ręką
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/358
Ta strona została przepisana.