Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/366

Ta strona została przepisana.

Rygi, Meyer od Mitawy, Nabokow z Jakobsztatu, Renenkampf od Lipawy, Sulima, Offenberg i Malinowski od Niemna, Chiłkow z Wilna, Kabłukow z Dyneburga, a Bortolomey z za pruskiej granicy, za którą był się schronił. Wojsko ruszyło, i nie wojsko tylko, bo i bandy burłaków, podjudzone przez kurlandzkich baronów i chmary kozactwa, zaprawionego na okropnych rozprawach w Kabardzie, i straszniejsza od nich cholera.
Powstańcy się nie ulękli. Walczyli na wszystkich punktach naraz, od Dźwiny po Bałtyk, od Szawli do Białowieży. Po dwakroć dobywali Wiłkomierza; wyparci zeń ponownie, rozpędzeni, znów się formowali, a po tygodniu, dwóch, znów w Wiłkomierzu zatykali orła z pogonią. Zgnieceni, w pień wycięci, jawili się, niby Piotrowiny, zbierali i znów szli, znów zwyciężali, znów marli.
Ziemie zaniemeńskie spowiły się łunami pożarów, wzniecanych na pokaranie miast i wsi. Oszmiana pławiła się we krwi. Połąga, Upita, Szawle, Telsze, Rosienie, zamieniły się w pogorzeliska.
Powstańcy, mimo wszystko, trwali. Tam gdzie dzwonów nie starczyło na lanie armat, gdzie nie można było, jak w Worniach, założyć ludwisarni, tam z wiekowych dębów je budowano. Za trzecim nieraz wystrzałem z takiego działa ogniomistrz padał rozszarpany eksplozją, ale padał świadom, że dwoma pierwszemi wyżarł krwawą ranę w kolumnie nieprzyjacielskiej.
Proch i amunicję zdobywano garściami. Powstańcy w jaszczykach moskiewskich mieli swoje magazyny.
Duch mocny, hardy był na Litwie i wiara w zwycięstwo niezachwiana.
Bo też aż się roiło od dobrych wieści, zapowiadających rychłe wyzwolenie. Toć podobno okręty angiel-