a ona pragnęła już tylko za żołnierza walczyć, za szeregowca.
Nadomiar przedostanie się do Załuskiego utrudniała jej choroba Anetki, a więcej jeszcze upór Półnosa, który pod tym jedynie warunkiem deklarował się Anetkę do Antuzowa odwieźć, że Emilja znajdzie dla się bądź schronienie, bądź zaciąg stosowny.
Zgiełk pomieszanych głosów i blask pochodni wyrwał hrabiankę tym gorzkim myślom.
Emilja spojrzała przed się. O kilkanaście kroków przed nią, u podsieni karczmy, kotłowała się zbrojna ciżba powstańców, wykrzykując zapamiętale a jakowemiś groźbami hucząc.
Hrabianka podniosła się, aby do lepianki zawrócić, gdy naraz milczenie zaległo ciżbę, a obocześnie zabrzmiał głos młody i zapanował nad milczeniem i takiemi wyrazami rzucił, iż Emilja stanęła, jak wryta, nie mogąc wątku chwycić.
Słowa: „zdrada“, „niedołęstwo“, „szpieg“, „sprzedawczyk“, „Targowica“ sypały się bezustanku, budząc śród ciżby złowróżbne pomruki, a hrabianka precz jeszcze nie pojmowała osnowy.
Aż kiedy, po zapalczywszem odezwaniu mówcy, wrzaśnięto: „na gałąź z Załuskim!“ — Emilja, całą ogarnęła prawdę. Lecz nim zdołała się poruszyć, już z głębi ulicy wypadł oddział kawalerji Kordzikowskiego, już do rozejścia się wezwał zbuntowaną gromadę i już broń do oka podniósł. Gromada odpowiedziała łyskiem stali...
Nastąpiła chwila straszna. Kordzikowski jeszcze raz zawołał na upamiętanie, lecz obelgami przyjęty, — dobył pałasza na danie komendy...
Hrabianka rzuciła się między wycelowane lufy.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/371
Ta strona została przepisana.