Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/374

Ta strona została przepisana.

fenbergiem i Malinowskim zaatakował powstańców na popasie, pod Przystowianami.
Załuski wraz z naczelnikiem swego sztabu, Antonim Góreckim, przewidzieli możliwość napadu. Stąd więc, choć Sulima zmiótł im arjergardę, przecież oskrzydlić ich nie zdołał, bo pozycją zapierali się o lasy i bagna, a równocześnie frejszyce wiłkomierscy z „akademikami“ od prawego skrzydła morderczym ogniem powitali skradających się ułanów Offenberga. Malinowski, na widok porażki, pośpieszył z armatami, lecz Potocki, który tu dowodził, osłonił się zagajnikiem i w tyraljerkę rozsypał strzelców.
Bitwa w kilka chwil na całym wybuchnęła froncie. Powstańcy dzielnie się trzymali, lecz ich sztab zawczasu obrachował naboje. Więc gdy oddziały Bilewieza, Izenszmidta, Miłosza, Przeciszewskiego, Kossowskiego, Giecewicza, Matusewicza i Potockiego trzymały nieprzyjaciela, tabor powstański już uchodził, już cofał się. Dopiero kiedy ten Bejsagoły dosięgnął, dano sygnał do odwrotu.
A był czas największy potemu, bo granaty rosyjskie okrutne spustoszenie siać zaczęły, — co gorsze, kosynjerzy Prószyńskiego i Miłosza, po stracie swych walecznych dowódców, nie wytrzymali ataku na bagnety i pozwolili Sulimie opanować zabudowania czerwono-dworskiego folwarku.
Ale odwrót, choć otrąbiony i zaraportowany przez ordynansów, nie znalazł posłuchu na prawem skrzydle. Tu bowiem, wbrew sygnałom, strzelcy wiłkomierscy w najlepsze prażyli nieprzyjaciela, a gromada ukrytych za niemi kos raz za razem wypadała na piechotę Malinowskiego.
Front główny Załuskiego już wygiął się i zniknął,