— Waćpan — waćpanna! — podjęła ze szczerem zajęciem hrabianka.
Raszanowiczówna kiwnęła energicznie główką i co tchu zaczęła wykładać Emilji, jak samowtór z Błażkiem-palestrantem, wykradłszy stryjowi rejentowi krócicę i dwie szerpentyny, z Lucyna się wymknęła, jak dowlekła się do Rakiszek, do Lisieckiego, jak potem do Grotkowskiego się dostała i nareszcie do Miłosza, jak Błażek osłaniając ją, wziął cztery pchnięcia bagnetem i jak osierocił ją był właśnie, biedaczysko, i jak ona teraz, po stracie Błażka i naczelnika, musi szukać nowego zaciągu i takiego, któryby jej najpierw do Kroż, a dalej do Rosień albo i lepiej przedostać się pomógł. W Krożach bowiem ślubowała sobie spowiedź odprawić i benedyktynkom się pokłonić, a potem dopiero szukać jednego niewiernika.
— To waćpanna jesteś, jako i ja, — bo i ja nie mam oddziału. Myślę, że mnie wiłkomierscy wezmą.
— Więc się piszę z waćpanem! Ten tu, co waćpana przyprowadził, mówił mi coś o grafiance Platerównie! Niema co, grzeczna rada! No — no, niechby taka na mnie trafiła. Słyszałeś waćpan, jak podczas bitwy wyli, odmieńce, Platerówną. Jej szczęście, żem jej dostrzedz nie mogła.
— A cóż takiego wyrządziła waćpannie owa Platerówna?
Marysia zaperzyła się.
— Wszystko najgorsze! Gdyby nie ona, nie ta, ta zwodnica tobym, tobym dziś była po zrękowinach! Narzeczonego mi opętała. Sechł dla mnie, przymierał, z tęsknoty, aż ona się przypięła do niego...
— Ależ chyba waćpanna o innej mówisz Platerównie!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/379
Ta strona została przepisana.