Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/385

Ta strona została przepisana.

Dopiero przybycie nagłe Kołyszki z Łukiny ocknęło zamek siesicki. Kołyszko zjechał sam do Dowgiałły, po ratunek na Kończę. Kończą bowiem ani słuchać nie chciał o naczelnictwie wiłkomierskiem. Co gorsze, zapowiedział, iż z gerylasami swymi ruszy pod Staniewicza, aby swem imieniem poswarków nie przyczyniać.
Pan Dowgiałło wezwał do siebie Kończę, na naradę. Przybył Kończą, ale precz upierał się, że Załuskiemu nie godzi się tego czynić i nie dawał sobie wyłożyć, jako sam Załuski wolał na upickiem dowództwie poprzestać.
Z tego uporu ruszyły pisania zrozpaczonego Kołyszki do Potockiego, Izenszmidta, Przeciszewskiego. Zaczem przybycie nowej deputacji i znów upór nieubłagany, a taki, że obocześnie jeno pana Medarda w ramiona brać, a ściskać za tyle poczciwe myślenie.
Rada w radę, wysłano gońca do samego Załuskiego, by on się ozwał. Goniec atoli miał świat drogi, bo Załuski do Rosień był się cofnął na spotkanie się ze Staniewiczem, naradzenie i odebranie odeń zapasu amunicji.
Tymczasem, kiedy w Siesikach wyglądano Załuskiego, a Kończę trzymano w oblężeniu, spadł, niby grom, Cezary Plater z Kurminem i co główne, gotowym planem wzięcia we dwa ognie Wiłkomierza i wypędzenia zeń obmierzłego Werculina.
Siesiki aż zadygotały na wieść o przyjeździe tak znakomitych wojaków. Chmary całe szlachty ruszyły zewsząd do Dowgiałłów. A dopieroż kiedy ten i ów bąknął, że i Platerówna przebywa na zamku. Ledwie nastarczyć gościom, ledwie się opędzić babskiej ciekawości.