Nadąsał się Grużewski, przemówił niepolitycznie i Dźwinie i promowi — i powlókł się stępa nad brzegiem, w dół rzeki.
Trzeba było wracać do Iłłukszty. Z dwojga złego snadniej w mieście przeczekać, niż tu, między ciżbą, odprawiać godzinki.
Grużewski odwrócił się i spojrzał ku Iłłukszcie, lecz wspomniał na majora. Nie miał się do kogo śpieszyć. Im później wróci, tem pewniej uniknie ponownego spotkania. I tak mu dokuczył, okrutnie dokuczył.
Młodzieniec nachmurzył się raptem i ciął harapnikiem w powietrze. Gniadosz szarpnął się i w kłusa wpadł, lecz Grużewski zdarł go znów na stępa.
Właściwie cale niepotrzebnie i tego szlachcica telszewskiego do konfidencji przypuścił. Może sobie dobry człek. Dobrych pełno na świecie. Tylko gadatliwy i namolny. Już by nauki dawał, już by się wtrącał, już by za pan brat chciał być dlatego, że go się Grużewski o drogę do Landskorony spytał i że ojcu Grużewskiego, na sejmiku powiatowym, do pasa się skłonił. Takiemu, aby przyzwolić, a z Jagiełłą kumoterstwo swoje wyprowadzi. A tak, u niego Półnos i Grużewski to jedno. Ojca znał, syna zna, czubek baszty kielmeńskiej z za płota oglądał — więc przyjacielstwo. Półnos z Lubiczem Grużewskim, co parantelą od Ogińskich i Potockich aż do Turlajów i Sackenów sięga, co fortuną mógłby iść z nielada książątkiem w zawody! Magnat na trzech duszach skazkowych! Ucieszny stary — ale, skąd jemu do prawienia, co Grużewskiemu przystoi! I z tego jakiż morał, — iż jęzorem póły z całym światem będzie wojował, póki na asesora nie trafi i do loszku nie pójdzie albo, gdzie mu się nie śniło, pojedzie. Półnos — musi koroniarz. Zanim słowo powie, trzy razy zełże,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/40
Ta strona została przepisana.