Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/401

Ta strona została przepisana.
XXI.

Żołnierz polski, którego Prusak rozbrajał, hołubił się nadzieją, że za morzami legjony zbuduje i, za przykładem ojców, powróci. Ten inny żołnierz, co z Dembińskim pościgowi się wymykał a do Warszawy się zbliżał, krzepił się nadzieją blizkiego odwetu. Powstaniec litewski nie miał dla się żadnego pocieszenia, powstaniec żmujdzki miał przed sobą jeno kraj porzucony przez zbawców, wyniszczony, zalany wojskiem, miał jeno rozpacz.
Ona jedna go nie osierociła. Ona kazała mu samotrzeć przedzierać się lasami do Wisły. Ona sprawiła, że gdy już śniegi puchami otulały mogiły redut warszawskich, gdy już na ziemi polskiej zamilkła pieśń legjonów, — hen, w uroczyskach, w jarach litewskich, w żmujdzkich puszczach snuły się widma brodate, których całem i jedynem pragnieniem było nie dać się wziąć żywcem. Tam, w ostępach ponurych, konające usta szeptały jeszcze:
— Dabar Lenkay ne prapule!
Na początku grudnia, komisje śledcze, dotąd nieśmiało działające, zabrały się energicznie do szukania partyzantów, którzy bądź ukrywali się po domach, bądź mieli własne majątki; a do wypatrzenia tych, niby spokojnych, co wprawdzie nie bili się sami, ale za to w rozmaitych urzędach narodowych i władzach rej wodzili. O tych, jako o sprawców złego, najwięcej szło.