cztery razy się skłoni i, ani spostrzeżesz, a w pole cię wyprowadzi. Wielka ci dopiero dla Grużewskiego uciecha porucznikostwa się dobijać, albo w Wilnie, w akademji, z Pelikanem się wodzić i z filaretami wiersze koncypować! I co jeszcze? Może lada kogo słuchać! Grużewski urodził się nie do słuchania. Mundur! Dobrze było by w takim mundurze chodzic. Niech ich i koroniarzy. O sobie myślą, opływają i mundurami świecą! Wielka rzecz — mundur! Jak wróci z Landskorony, to całej służbie taką barwę każe uszyć, że w Sołach, u samego Morikoniego, piękniejszej nie znajdzie. Dopiero zobaczą, co Grużewski! A niech potem nowy pałac zbuduje w Kielmach! I zbuduje. Ale wpierw psiarnię i stajnie dla cugów... Tymczasem przeczeka trochę, bo i nie godzi się. Mogiła rodzica nieboszczyka jeszcze się nie zazieleniła. Nadto i świata dobrze najpierw zobaczyć. Gdyby nie nowiny, które od Staniewiczów przyszły przed tygodniem, byłby już za pruską granicą. Do Paryża by jechał. Ciotka zaklęła, by został, póki rewolucje się nie uciszą. Trudno było uporem przyczyniać matce zmartwienia. Zresztą, ma tymczasem podróż do Landskorony, a co ważniejsze, na Lucyn...
Grużewski rozśmiał się do myśli o Lucynie i do wąsika sięgnął.
— Toż skrypt pana Marcina Karnickiego prawie że z nieba mu spadł. Gdyby nie skrypt, ani sposobu by nie było, bez zwrócenia uwagi, do Lucyna, do Marysi Raszanowiczówny się dostać! Nie dość, choćby nawet coś by się dało wymyśleć, żeby pani matka nie postrzegła, to jeszcze nijako było w Lucynie, w domu stryjostwa Marysi, się prezentować!... Aż ci skrypt Karnickiego się znalazł. Tedy nie tylko racja w Lucynie popas
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/41
Ta strona została przepisana.