kapelusika czarnego wychyliły, że roześmiane jej oczy zadumą spłynęły, zamaszysta kibić wnet delikatniejszego nabrała kształtu, a żwawe kolory „pulchry“ benedyktyńskiej ustąpiły miejsca śnieżno-białym, zlekka zaróżowionym. Wreszcie, gdy tak wystrojona Marysia karego angleza dosiadła, — Grużewskiemu aż serce zadygotało, tak mu się zdała piękną, tak pociągającą... a tak bardzo, bardzo do hrabianki podobną...
Gniadosz przystanął raptownie i uszy nastawił.
Grużewski zawstydził się czegoś, czoła potarł, jakby zeń ślad myśli natrętnej zacierał, poczem zebrał cugle i rozejrzał się dokoła.
Las szczery, brodaty coraz bliżej podpierał zagajnik nad rzeką. Łąki już zczezły za kępami leszczyny. Przeciwległy brzeg pławił się w promieniach, chylącego się ku zachodowi, słońca, a wyniosłe swe, żółte, ścierniskami przetykane, garby grzał. Dźwina toczyła wartko stalowe fale, migocąc odblaskami.
Grużewski zawrócił konia w stronę Iłłukszty i ruszył kłusa.
Dziedzic Kielm był potrosze niespokojny, bo ani wiedział, gdzie się znajduje, ani — ile drogi ma z powrotem, a tu słońce już nadobre poczerwieniało i pięło się ku wierzchołkom drzew.
Gniadosz kłusował zawzięcie. Grużewski atoli precz nie miarkował, czyli daleko mu jeszcze, bo przedtem był i tego zagajnika nie widział i tego skrętu Dźwiny nie zauważył.
Nareszcie, po godzinie drogi, z poza rzednących kęp leszczyny, wychyliła się, lekkiemi oparami spowita, dal łąk, a hen, na Dźwinie, ukazała się ciemna sylwetka nadpływającej strugi.
Grużewski zwolnił biegu koniowi. Gniadosz odsap-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/46
Ta strona została przepisana.