ruszki... A chyba Emilji o nieczułość dla ziemi ojczystej posądzić nie można! Zna dzieje Rzeczpospolitej, zna nie lada jako, i dlatego bodaj nie ma do niej przystępu żadne uprzedzenie. Ona! Ona jest inną, tak bardzo inną, że, gdyby nie ona, dawno już porzuciłby i Dyneburg, i służbę, byle wydobyć się z tego nieznośnego koliska, w którem trzeba albo udręczonego udawać, albo za dręczyciela uchodzić. Ona w tej dusznej, mgłami zasnutej, atmosferze Inflant jest mu jedynym błyskiem, jedynym duchem świetlanym. Tak, ona jedna. Niegdy bronił się upojeniu, którem go myśl o Emilji przejmowała, niegdy ważył szale tarcz herbowych, niegdy liczył włości, mające być dziedzictwem hrabianki, niegdy porównywał swój wiek z wiekiem jej, a trwożył się, czy koligacjami, stanowiskiem i prezencją starczy na ambicje hrabiów z Broelu Platerów. Więc uległ teraz, więc zapory przełamał? Nie, nie. Patrzy zawsze trzeźwo, ogarnia, równie jak przedtem, dzielnie. Słowem dotąd nie zdradził swych uczuć dla Emilji, drgnieniem powiek nie zdradził. Trwa tak w ukryciu, niby nauczyciel, niby znajomy, niby przyjaciel daleki, baczy na powinne honory, unika najniewinniejszych napomknień, trwa tak, włada sobą, poi serce widokiem Emilji i czeka, może nadaremnie... W snach, w marzeniach zawrotnych jaki mu się chwila, gdy urósłszy na personata, strojny w kapiący od złota mundur, stanie przed nią i całą swą hardość dygnitarską, całą wielmożność u stóp jej złoży. Aleć to w snach tylko... W rzeczywistości, jedynem jego pragnieniem widzieć ją szczęśliwą i móc tem szczęściem jej radować się, cieszyć. Nic zgoła nad to pragnienie. Gdyby jednak zechciała, gdyby zezwoliła, dobyłby ją stąd, wyrwał i poniósł tam, kędy, w potężnem życiu północnej stolicy, pełną piersią można
Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/64
Ta strona została przepisana.