Strona:Wacław Gąsiorowski - Emilja Plater.djvu/71

Ta strona została przepisana.

I jeszcze obok tego tu oficera, wystrojonego, jak na paradę. A jak charkocze w gardle francuszczyzną. Wielka rzecz. Gdy w Kielmach „labuś“ na rezydencji siedział, to nawet „cywun“ gawżański po francusku rozmawiać się nauczył. Niewielka sztuka! A przecież, gdyby mógł teraz ozwać się gładko, dałby wiele za to. Dałby, żeby i temu pokazać, i tę przekonać. Wiadomo o czem! Bezczelny natręt! Musi mieć już, Bóg wie, ile lat, co najmniej ze czterdzieści — i przytem niemiec! Ani się zająknie, wprost do niej, do hrabianki się zwraca, zęby szczerzy, a widać, że tęgo podstarzały. A on, Juljusz! Boże, Boże, oczu podnieść nie śmie. Ale bo też inną Ją widział tam, w zagajniku, na rozhukanym koniu, inną mu się zdała w chatce nad Dżwiną, i teraz znów inną jest, jakby nie tą samą!... Czyż możliwe, aby ta rączka drobna, biała, błękitnemi żyłkami tak wdzięcznie nakrzyżowana, mogła być tą samą, której uścisk zbawczy był mu jedynym ratunkiem, jedynym punktem oparcia, śród pochłaniającej go wody? Czyż te misterne promienie włosów, tak przedziwnie ponad czołem rozczesane, mogły być temi rozigranemi tam, na wietrze? Mógłże ten głos melancholijny, spokojny, smętkiem harfy grający, być tym samym, który dowodził gromadą oszołomionych kmieci, nie umiejących dać sobie rady z gniadoszem Juljusza?!
Stukot, odsuwanych od stołu, krzeseł przerwał Grużewskiemu tok myśli.
Podkomorzyna stała już wyprostowana, wsparta na lasce. Juljusz podźwignął się szybko.
— Proszę acana ze mną! — rozkazała podkomorzyna i zawróciła wgłąb rozwartych podwoi.
Grużewski postąpił kilka kroków i znalazł się na ostatku, tuż za hrabianką i kapitanem. W trzeciej