wziął. — Co ja, — powiada, — dziad jestem, żebym prosił? Sąd mam i już.
Zaczął się tedy prawować z dworem, a że racyi nie miał, więc sprawę przegrał. Sąsiedzi do niego:
— Widzicie — potrzebne to wam było! Czasu zbałamuciliście, wydatku sobie przysporzyli i jeszcze karę zapłacić musicie!
Michał jeno się odburknął.
— Moiście wy! Ja wim jedno — a wy drugie! To ci mi obrada, sąd we gminie, jakby na świecie apelacyi nie było. Nie bójta się, jeszcze moje na wierzchu będzie!!...
Zaapelował Stęporek do zjazdu sędziów, na adwokata się zapożyczył, więcej niż trzy razy do miasta jeździć musiał i znów sprawę przegrał, z tą różnicą, że zasądzili większe koszta dziedzicowi. Michał jeszcze ustąpić nie chciał i pewno dalej by marnował chudobę na pokątnych doradców i opłaty sądowe, gdyby nie bardzo ważna sprawa, która gruchnęła po Słomkowie i przez czas dłuższy była przedmiotem obrad, rozmów i gawęd wszystkich gospodarzy.
Słomków, jak bardzo wiele wsi naszych, miał serwituty na dworskich pastwiskach i wrzynał się ze wszech stron we dworskie grunta. Stąd ustawiczne zatargi i spory. Ten temu stratował pszenicę, tamten puścił konie w owies, inny rozorał kopczyk graniczny i tak dalej.
Gospodarz, osiedziały na dziewięciu morgach,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.