Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

skoczyła. Zrobiło się zamieszanie, przerywane wykrzyknikami gromady i wrzaskiem Michałowej.
— A ty odmieńcze, nic dobrego! Duszę djabłu dla głupiego mędrkowania byś zaprzedał!... Las wyrąbać ci się zachciało, gałganie!! Poczekaj, ja ci tego nie daruję!... A masz!...
Starsi pospieszyli rozbrajać powaśnionych małżonków i godzić. Gospodarze, którym z początku sposób Stęporka na ochronę wydawał się bardzo prostym i do wykonania łatwym — drapali się po głowach i stali w niepewności.
Ktoś bąknął, aby do dziedzica, albo lepiej do dobrodzieja, a wreszcie do komisarza na poradę pójść. Już się ci i owi zaczęli wybierać, gdy naraz przed chałupę Michałową zajechał jednokonny wózek rudego Berka. Berek żwawo wyskoczył z wózka i wmięszał się między gromadę włościan, wypytując ciekawie o powód zebrania.
Zjawienie się znanego wszystkim handlarza zbożowego, włóczącego się ustawicznie od miasta do miasta i od wsi do wsi, wywołało ukontentowanie. Już ci taki obieżyświat nie jedno ciekawe o ochronie wiedział!
Żywo więc przedstawili żydkowi w czem rzecz i dawaj go o wyjaśnienie pytać. Berek stał przez chwilę z oczyma bezmyślnie wytrzeszczonemi, pogładził brodę i zaczął, wykrzywiając się i wymachując rękoma.
— Co ja mogę powiedzieć? Ja tu już nic nie