Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

pować lasy!! Niech une sobie rosną to ochrona może za ładne parę lat doczekać się kilka desek!!...
Gospodarze zaczęli spoglądać na siebie.
Stęporek ujął się pod boki i z dumą patrzył po zebranych a Michałowa, skurczona pod kominem, jeno wzdychała, żałując w duchu, iż niesprawiedliwie na męża napadła.
Śmielszej natury i rezolutniejszy Wypych pierwszy się namyślił i do Berka się ozwał:
— A ileż byście też za moją działkę dali?
— Co ja bym dał? Bo ja wiem, może bym nic nie dał!!...
— Cóż tedy powiadacie!... Milczelibyście i już!
— Jacyście, panie Wypych, gorący! Ojej! Sam ogień! Czy to las to cielę, albo korzec pszenicy?.. Czy ja mogę go wziąć odrazu na postronek i zaprowadzić do domu? Chce pan Wypych cokolwiek za las dostać, to ja wam co powiem. Ja z lasem nie handluję. Mnie nic z tego! Pojedźcie jutro do miasteczka, do pana Rozenhonig, bardzo wielki kupiec, może ma ze cztery kamienice, pokłonicie się ładnie, staniecie do aktu, on może kupi!... Ja go poproszę, ja to zrobię dla parę znajomych gospodarzy słomkowskich! Niech uni wspominają Berka!!...
— To i ja sprzedam! — ozwał się Marcin Stanisławski — i ja... i ja... i ja!! — wołali gospodarze.
Berek głową kręcił i smutnie przewracał białkami.