— Bardzo wątpię, panie oficerze!...
Szambelanowa pobladła zlekka i niespodziewanie ozwała się do skonfundowanego Bertranda.
— Wszak do kadryla?... Przyjmuję!...
Porucznik zadzwonił ostrogami i spojrzał z triumfem na skonfundowanego Hercaua.
Księżna ledwie ukryć mogła swą alterację. Widać było, że chce jakieś słowo rzucić szambelanowej, lecz ta udała tak zajętą rozmową z Bertrandem, że księżna musiała wyrzec się tej myśli.
Było to wszakże nad siły księżnej Jabłonowskiej, spostrzegłszy więc stojącego w pobliżu brata, dała mu znak wachlarzem, a gdy ten się zbliżył, rzekła stroskanym tonem.
— Mon chér! Obawiam się o Marysieńkę! Wszak doktór Corvisart zalecił wystrzeganie się... będzie tańczyła kadryla!... Właśnie porucznik Bertrand był łaskaw prosić!...
Zanim szambelan zdążył odpowiedzieć, porucznik, usłyszawszy swe nazwisko, odwrócił się ku niemu i, wyciągnąwszy rękę do pana Anastazego, zarekomendował się uroczyście.
— Bertrand — adjutand sztabu jego cesarskiej mości!...
— Wielce obligowany! — wybełkotał szambelan, i dopiero kiedy Bertrand pochylił się znów ku pani Walewskiej, zrozumał intencję słów księżnej i stuknął hałaśliwie tabakierką.
Księżna nadto szepnęła mu po raz drugi:
— Rozumiesz?! Kadryl! Z porucznikiem!...
— To niepodobna! Właśnie książę Borghese pytał...
— Asekuruję ci, że prawda!...
— Ależ ja na to nie zezwolę...
— Naturalnie — masz prawo!...
Szambelan podniósł się na palcach i już gotował się do spełnienia swej zapowiedzi, gdy pośród sali rozległ się przeciągły szept: „Cesarz! Cesarz!...“
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/136
Ta strona została skorygowana.