— W Wiedniu jeszcze surowsza etykieta! — zauważyła księżna.
Pani Walewska chciała odpowiedzieć, że ceremonjał taki graniczy z poniżeniem — gdy wraz z pierwszą fanfarą, wzywającą do kontredansa, zadzwoniły tuż za szambelanową ostrogi porucznika Bertranda.
— Pani Walewska spojrzała pytająco na porucznika.
Wszak dopiero pierwsza fanfara?
— Tak jest, pani szambelanowo! — odparł Bertrand drżącym zlekka głosem. — Ośmielam się panią niepokoić... i prosić o przebaczenie, że poważyłem się...
Bertrand urwał nagle. Szambelanowa poruszyła się niespokojnie.
— Daruj, panie kawalerze, nie rozumiem!...
— Nigdy mi jeszcze mundur tak nie ciężył, jak w tej chwili!...
— Ależ!?...
— Śmiałem prosić ją do kontredansa... zapomniawszy, że obowiązki służby nie mogą mieć dla mnie ani dnia ani godziny!...
— Więc, panie kawalerze?!...
— Mam rozkaz ruszyć natychmiast do korpusu marszałka Mortier... za kwadrans będę już na koniu... Nie pozostaje... jak tylko błagać o darowanie!..
— Panie kawalerze!... doprawdy... do korpusu marszałka Mortier?...
— Na Śląsk...
— Żałuję szczerze pana...
— Dzięki za łaskawe słowa!... Wspomnij pani bodaj dzisiaj tylko...
— Ziąb... wichura!...
— Służba, pani szambelanowo! A jak teraz okrutna... marzyłem przed chwilą o innej!...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/145
Ta strona została skorygowana.