bo prócz kominka, stołu, dwóch kanapek i kilku zczerniałych malowideł na ścianach — nie miał żadnych ozdób, żadnych dekoracyj, żadnych mebli.
Hercau atoli wspomniał, że bądź co bądź minister tu ledwie przygodny popas odbywa i znów wpadł na dociekanie przyczyny, która skłoniła pana de Périgord do tak gwałtownego zaproszenia go na rozmowę.
Tymczasem godziny upływały...
Hrabia jął coraz częściej spoglądać na swój bombiasty zegarek i coraz szybciej mieszyć krokami komnatkę — wreszcie przystanął nagle — spojrzał ku oficerom i ozwał się.
— Pana de Périgord coś nie widać!...
— Jego księżąca mość... zajęty! — odparł flegmatycznie Rousseau.
— Bal!... Najjaśniejszy pan jeszcze nie odjechał! — dodał Rochefoucauld.
Hercau otworzył szeroko oczy.
— Hm! Zapewne... ale miał nadejść...
— Więc nadejdzie!...
— Może pan hrabia pozwoli wina?! A może chłodników?...
— Dziękuję za uprzejmość!...
— A może kazać przynieść coś z przekąsek!.. Kuchnię mamy pod bokiem!...
— Dziękuję ci, panie kawalerze!... Północ!...
— Prawda!...
— Pan de Périgord pewnie nie przyjdzie!...
— Ach — cóż znowu!... Panie hrabio — nie ma wątpliwości!...
— Nie przeczę!... — rzekł oschle Hercau. — Ale ja dłużej nie mogę!... Proszę powiedzieć, że czekałem — zresztą zobacz się z nim sam na sali!... Żegnam panów!...
Porucznicy spojrzeli na siebie znacząco i z ukłonami zagrodzili sobą drzwi.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/155
Ta strona została skorygowana.