— Wiedzą, o niej wszyscy... Jednak pani daruje!... Wolę zamilczeć niż powiedzieć nieprawdę!...
— A gdybym poprosiła o powiedzenie mi prawdy!...
— To, nie wiem sam, lecz chyba!... Zresztą co pani szambelanowej po tej wiadomości. Nasze... służbowe sprawy!...
— Bez wątpienia, lecz sam pan mnie zaciekawiłeś... Skoro powiadasz, że wszyscy wiedzą...
— Bo... bo... pani szambelanowo wygadałem się niepotrzebnie! — przyznał się z całą szczerością Ornano i umilkł.
Panią Walewskę szczególny odcień w głosie porucznika tem silniej jeszcze zaciekawił.
— Więc teraz, panie oficerze, zapóźno się cofać!...
— Nie — nie, pani szambelanowo! — bronił się porucznik, oglądając się niespokojnie po saloniku i jakby szukając pomocy. — Pani pozwoli!... Niech kto inny...
— Gdybym usilnie prosiła!?...
— To, nie wiem!... Pani szambelanowa za złe nie poczyta!... Nie chciałbym za nic urazić!... Tak powiadali!... Może w tem nie ma ani słowa prawdy!... Chociaż!...
Ornano mieszał się coraz bardziej. Pani Walewska nie przestawała nalegać. Porucznik jeszcze wahał się, ociągał przez chwilę, wkońcu, nie mogąc dłużej oprzeć się naleganiom, ozwał się gwałtownie:
— Bo... bo... Bertranda wyprawiono... z powodu pani szambelanowej!...
— Z mego powodu? — powtórzyła pani Walewska przeciągle.
Ornano spąsowiał.
— To jest... tak właśnie!... Sam nie wiem!... A może to tylko tak... powiadano!... Pewnie nawet!... Nie można przywiązywać wagi!...
— Panie oficerze, tem bardziej nastawać muszę!...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/165
Ta strona została skorygowana.