— Źle się wyraziłem — to właściwie nie pani szambelanowa — lecz kontredans sprawił!...
— Nie rozumiem!...
Porucznik odetchnął ciężko i jął mówić szybko:
— Bertrand sam sobie winien!... Poważył się prosić panią do kontredansa, nie zapytawszy się nawet pana de Ségur, czy panią szambelanowę można prosić!.. Bertrand sam sobie winien!... W ceremonjale było ułożone, że pani szambelanowa ma vis-à-vis z cesarzem!... Marszałek Duroc nie mógł inaczej!... Bertrand nie był na spisie służbowym... lecz że... że... był winien — zmieniono porządek... i wysłano go!...
Szambelanowa nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Ornano starał się osłabić znaczenie swych słów:
— Bertrand postąpił sobie lekkomyślnie!... Trzeba było pamiętać o ceremonjale... Durocowi wszedł w drogę! Marszałkowi!...
— Żal mi kawalera Bertrand!...
— Pani szambelanowo... sam chciał... chociaż... został suto wynagrodzony!...
— Jakże to!?...
— Ano... miał szczęście rozmawiać z panią... bodaj jeden z najpierwszych — toż mało? Niechby sobie potem i najpiekielniejszy ordynans!... Bodaj na koniec świata!...
Ornano z takim zapałem wypowiedział te wyrazy, że pani Walewska drgnęła zlekka.
— Dziękuję za tak łaskawy komplement!...
— To nie komplement — słowo oficerskie, prawda!...
Porucznik urwał raptownie i silniej, niż przedtem miął w ręku bermycę.
Szambelanowa próbowała zbić z tropu śmiałego gwardzistę — lecz, spojrzawszy na jego szczerą, otwartą twarz, ucięła na pierwszej, sylabie rozpoczętego zdania i, spuściwszy oczy, bawiła się niedbale wachlarzem.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/166
Ta strona została skorygowana.