wskazanej jej przez żanetkę — gdy tuż po za sobą usłyszała głos księcia Borghese.
— Panie szambelanie, liczę na pana niezawodnie... pojutrze...
— Mości książę, poczytam sobie za obowiązek!...
— Mniemam, że i pani szambelanowa!?...
Pani Walewska, do której te słowa były zwrócone, pochyliła głowę, nie wiedząc co odpowiedzieć — książę milczenie to przyjął za zgodę.
— Bardzo obowiązany!... Będziemy w szczupłem gronie — cesarz nie lubi wielkich zebrań!...
Duroc równocześnie ujął pana Anastazego pod ramię.
— Panie szambelanie, cesarz zapytywał przed chwilą o niego — trzeba, żebyś przybliżył się — nie ma wątpliwości, że chce z tobą pomówić!
Pan Anastazy wyprostował się — skłonił się lekko i wraz z Durociem podążył zboczem sali ku miejscu, gdzie siedział Napoleon.
Cesarz, wsparłszy się na fotelu, wodził zadumanem spojrzeniem po sali — ledwie słuchając pochylonego ku sobie księcia Bassano. Od czasu do czasu Talleyrand podawał mu szklą, które Napoleon przykładał na chwilę do oczu, zwracał w stronę pani Walewskiej — i z oznakami zniecierpliwienia oddawał znów panu de Périgord. Niekiedy wzrok cesarza padał między tłum fraków i mundurów, i stamtąd jednem skinienem wyrywał z pełnego szacunku odrętwienia postać którego z dostojników i wówczas z ust Bonapartego zrywały się wyrazy gwałtowne, sięgające ognisk obozowych, ogarniające losy całych prowincyj, wyrazy, które miały nieraz szerokiem echem spłynąć nad Europą, które chwytały skwapliwie uszy dworaków, szukając w nich dla siebie wskazówek, nowej równowagi dla swych rang i stanowisk, wyrazy, które skrzętnie notowała historja.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/175
Ta strona została skorygowana.