— W słowach moich jest ledwie słabe echo tego, o czem mówi już całe miasto!
Szambelanowa drgnęła.
— I pan... pan wierzy tym oszczerstwem?
— Słucham, patrzę i, niestety, nie znajduję zaprzeczenia!
— Tłumacz się waćpan wyraźniej!
— Czy nie lepiej zamilczeć! Nie mam prawa być tutaj ani sędzią — ani...
— Mylisz się waćpan! Właśnie chcę dowiedzieć się, chcę poznać dokładnie, co mi zarzucają!...
— Ależ to nie są zarzuty! Parol kawalerski, że nie ma w tym salonie ani jednej kobiety, któraby pani nie zazdrościła, któraby nie była gotowa poświęcić wszystkiego, byle być na jej miejscu!... Proszę nie sądzić, abym ośmielał się mówić nieprawdę!... Toż sukces.
Gorajski, dostrzegłszy drżenie powiek szambelanowej i febryczne ruchy jej maleńkich rączek, urwał nagle i dodał zimno.
— Lecz ja panią szambelanową najniesłuszniej...
— Mości Gorajski! — przerwała raptowie pani Walewska, starając się nadać swemu głosowi spokojny ton. — Miałam waćpana za kawalera, który, ryzykując się na stawianie kobiety pod pręgierzem złośliwości, umie dowieść swej racji — a conajmniej nie będzie korzystał... że może na razie niema komu za nią się ująć!
— Mówiłem bez myśli obrażenia! Mniemałem, że nie obojętnem dla pani będzie wiedzieć...
— Więc słucham! Cóż powiadają...
— Nic tak dalece — krom szczegółów o spotkaniu, wyznaczonem miłościwie na drodze z Pułtuska!
— A w którem waćpan odegrałeś potężną rolę!
— Jakto — jakto!?
— Zapomniałeś więc, jak nas przeprowadzałeś przez
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/180
Ta strona została skorygowana.