Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

progu, a usłyszał za sobą pełne szacunku pożegnania — wówczas w hrabiego nowa wstąpiła otucha.
Hercau jednym susem wpadł do korytarza i, idąc machinalnie za wskazaniem Rousseau, który mówił za nim: — na lewo panie hrabio, na lewo! — nacisnął klamkę i jak kula wpadł do gościnnych komnat ministra.
Hercau minął szybko pierwsze trzy salony, tonące w mrokach — i dopiero w czwartym oświetlonym, zatrzymał się, odsapnął, poprawił perłową kamizelkę na okrągłym brzuszku i, spojrzawszy groźnie na kręcących się w głębi kamerdynerów, ruszył śmielej ku amfiladzie.
Hrabiemu wracała zwolna pewność siebie, a wraz z nią cała świadomość wyrządzonej mu krzywdy, czy poprostu lekceważenia.
Hercau już układał w myśli cały plan wystąpienia swego do Talleyranda ze skargą, gdy naraz, tuż przed sobą, zobaczył pana d’Hedouville.
Hrabia zatrzymał się. Szambelan zrobił ruch, aby minąć Hercaua, lecz ten zastąpił mu drogę.
— Panie szambelanie!...
— A... a... pan hrabia Hercau!...
— Czy pan de Périgord jest na sali balowej?...
— Książę Benewentu?... — poprawił szambelan. — Ah, panie hrabio... cóż znowu! Jego książęca mość dawno udał się na spoczynek... Mało kto tak rzetelnie, jak pan, może jeszcze dotrzymać nam placu!
Hercau poczerwieniał.
— Co do mnie, jest pan w błędzie! dotąd byłem uwięziony!!...
— Jakto, panie hrabio!?
— Wszak pan sobie przypomina... wezwałeś mnie na rozmowę z księciem ministrem?!...