Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

Hercau wzdrygał się i próbował opierać, lecz Kozietulski nie dał mu przyjść do słowa.
— Musisz, hrabio kochany! Krasiński, bierz go pod ramię! Ho — ho! Wszedłeś w kompanję, teraz się nam nie wywiniesz!... Nie róbże takiej płaczliwej miny, boć na to jeden Gorajski ma przywilej...
— Czczy jestem! — odrzucił płaczliwie Hercau.
— O to właśnie idzie! Takich nam trzeba! Ruszajmy! — odezwały się głosy młodzieży.
Hrabia uległ.
Na dole, w szatni — Jerzmanowski spotkał zapóźnionego oficera konnych grenadjerów gwardji pana de Rémusat i za podszeptem Kozietulskiego zaprosił go do towarzystwa. Francuz przystał z ochotą, a spostrzegłszy między kompanją hrabiego Hercaua, którego był już poprzednio poznał — przysunął się doń i wszczął z nim pogawędkę. Hercau dosyć obojętnie odpowiadał panu de Rémusat, ledwie że słuchając zwierzeń, a uwag wzburzonego nieco oficera. Dopiero kiedy pan de Rémusat wymienił pokilkakroć nazwisko „Walewska“ — hrabia ocknął się z zamyślenia i zagadał.
— Pozwól, panie kapitanie — mówisz o pani Walewskiej!?... Cóż takiego?...
— Daj ją katu! Na utrapienie moje zjawiła się na balu! Uważasz szambelanie, umówiłem się z porucznikiem Bertrandem na jutro!... I masz! Na Śląsk go wyprawili — za co — za Walewskę!
Hercau pokręcił niedowierzająco głową. Remusat się zapalił i jął ze wszelkiemi szczegółami i możliwemi uzupełnieniami rozpowiadać kursujące już plotki o zazdrości cesarza — nagłem wyprawieniu z Warszawy Bertranda, Montbruna i Durosnela, i podstępach pani Walewskiej, zmierzających oczywiście do usidlenia tyle potężnego hołdownika.
Hrabia niedowierzająco przyjmował te relacje. Rémusat