Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

— Lecz pozwól pan! Przed chwilą właśnie porucznik Rochefoucauld...
— Pochwalił się ordynarnym konceptem.
— Panie — czego pan chcesz od tego poczciwca!... Jemu samemu było bardzo żal pana!... No — ale rozkaz!
— Jaki rozkaz? Szambelan d’Hedouville przyrzekł mi satysfakcję! A jeżeli...
— Jedno słowo! Umizgałeś się pan do pani Walewskiej?
— Co za pytanie! Pochlebiam sobie, że znam ją i że mam prawo supponować o względach przystojnych...
— To nie należy do rzeczy!... Zawadzałeś!... No i usunięto cię! Gdybyś był oficerem, spotkałby cię tylko ordynans dwutygodniowy! Jednemu Ornano się upiekło — choć i to nie wiadomo, bo Duroc go przestrzegł delikatnie! Więc teraz, tu winien Rochefoucauld?
Hrabia nie wiedział, co odpowiedzieć, świadomość przyczyny, dla której usunięto go z balu — ucieszyła go, bo rozproszyła obawy, dokuczające cichemu sprzymierzeńcowi Burbonów, lecz równocześnie dotknęła głęboko miłość własną, bo dowodziła, jak potrafią lekceważyć sobie tytuł hrabiowski i ród Hercauów, i jak mało zależy im na pozyskaniu go dla cesarstwa.
Rémusat, żartując wciąż z pomyłki hrabiego — chciał koniecznie dopytać się odwołania zarzutów uczynionych gwardji — lecz gdy Hercau milczał uporczywie — kapitan zatrzymał się ponownie, skinął lekceważąco ręką hrabiemu i ozwał się oschle.
— Widzę, że moje wstawiennictwo nie na wiele się przyda! Porucznik Rochefoucauld sam zapewne lepiej potrafi pana przekonać, jak dalece pomyliłeś się pan w sądzie o nim!
Hrabia nie zdążył zorjentować się, co znaczyła ta pogróżka — gdy kapitan wykręcił się i znikł szybko w głębi ulicy.