zamysłów ojca swego, imć pana Feliksa Łubieńskiego, starosty nakielskiego, a szambelana.
— Mości Jerzmanowski, źle sobie tłumaczysz moje słowa — a jeżeli komu idzie o tę władzę to jedynie dla powszechnego dobra! Wybicki posiada zaufanie — cieszyć się z tego trzeba, lecz obawiać zarazem, aby sam nie był nadto ufnym! Polityka jest polityką — mów sobie co chcesz — a co najprzedniejsi, najstarsi — boją się Napoleona.
Adjutant Duroca uśmiechnął się pogardliwie.
— Winszuję waćpanu w tak młodym wieku tak statecznej rozwagi!
— Do rzeczy! — przerwał niecierpliwie Łubieński.
Jerzmanowski uderzył pięścią w stół.
— Patrzcie na mnie! Dziewięć lat temu wybrałem się pokryjomu z domu rodzicielskiego — podwakroć ledwie zdołałem ujść Prusakom, rodzica za mnie po amtach i kamerach ciągali! Zdawało mi się, że przepadła dla mnie na wieki strzecha rodzinna, że tułaczem zgoła zostać muszę! Szedłem za Napoleonem — i widzisz, dokąd mnie przywiódł?
— Prawda, prawda — tylko niewiadomo, czy dlatego tu się zjawił, by waszmościa przyprowadzić — czy dlatego waćpana wziął, aby mu łatwiej było drogę przebyć!
Jerzmanowski porwał się z za stołu.
— Sacrebleu — uszanowanie znaj.... Jeszcze acan nie urósł, aby o nim sądy wydawać!
Łubieński zbladł. Kozietulski z Krasińskim skoczyli godzić i mitygować zwaśnionych. Jerzmanowski prychał groźnie i trzaskał pałaszem. Łubieński chciał przyznania racji dla siebie szukać.
— Hrabia niech nas sądzi! On tu obojętny!
— Niema sądów, niema sporu! — bronił Krasiński, aby przerwać czemprędzej niemiły zatarg. — Niech żyje cesarz! Imć pan Paweł tu świadom rzeczy!... Do dna! Łubieński pij!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/194
Ta strona została skorygowana.