Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

powrocie do domu, zepsuł humor panu Anastazemu i nawet był powodem nielada przemówienia się z żoną.
Ku wielkiemu zdziwieniu szambelana, list był od gubernatora Warszawy, generała Gouviona, i zawierał krótkie, lecz bardzo gorące zaproszenie na poufną naradę w kilku sprawach publicznych, a odwoływał się do wskazania pana de Périgord, że nikt w danym razie nad pana Anastazego nie będzie mógł donioślejszego wypowiedzieć zdania.
List poruszył do żywego pana Anastazego. Wątpliwości dokuczające mu znikły. Narada wyznaczoną była już na godzinę dwunastą w południe. Szambelan więc, nie tracąc chwili czasu, odpisał kilka słów i kazał się pospiesznie odziewać.
W półtorej godziny niespełna szambelan był gotów do wyjazdu.
Baptysta zgrzany, zmęczony, z odcieniem dumy spoglądał na swego pana, nie bez słuszności uważając całą powierzchowność pana Anastazego za swoje dzieło. Szambelan atoli był tak rozgorączkowany, że ledwo rzucił okiem w zwierciadło, jednym tchem wypił filiżankę winnej polewki, i, nakazawszy zawiadomić żonę, że, w razie spóźnienia się, może nań nie czekać z obiadem, — wsiadł do karety i pojechał do gubernatora.
Zaledwie atoli kareta pana Anastazego skręciła w Senatorską ulicę — gdy, z przeciwnej strony, zajechała przed pałac Walewskich — zielona, złotem bramowana, karoca cecarska.
Z karocy wysiadł Duroc. Służba pałacowa pośpieszyła uprzedzić marszałka, że szambelana niema w domu — lecz książę Frioulu, nie zrażony tą wiadomością, polecił meldować się pani Walewskiej.
Szambelanowa z przestrachem wysłuchała uroczystej zapowiedzi Baptysty o przybyciu marszałka — nie wiedząc na