— Proszę wybaczyć...
— Panie marszałku — powtórzyła szambelanowa, z trudnością mogąc zaczerpnąć powietrza — pan u mnie?... Tu!?...
— Przyznaję...
— Jak pan śmiałeś przestąpić próg mej komnaty?...
Duroc zmieszał się.
— Pani szambelanowo, proszę o chwilę spokoju... idzie mi tylko o odpowiedź na list!
Pani Walewska wskazała zmiętoszony papier, leżący na dywanie.
— Oto masz pan odpowiedź! Sądzę, że teraz raczy mnie pan uwolnić od tej przymusowej wizyty!
Duroc zasępił się, na jasnem jego czole zbierały się chmury.
— Zastanów się pani nad tem, co czynisz — to nierozwaga! Cesarz ma jak najlepsze zamiary!
Szambelanowa roześmiała się gorzko.
— Nie rozumiem takich zamiarów, ani nie chcę o nich wiedzieć! Jestem zamężną, o czem, zdaje się, panie marszałku, zapominasz!
— Powiedz raczej pani, że jesteś nieszczęśliwą ofiarą!
— Nauczono mnie szanować więzy...
— Słowo jedno powiedz, a więzy te dziś jeszcze odpadną! — przerwał gorąco Duroc. — Rzym przyzna pani rozwód!
— Przysięgałam Bogu!
Marszałek szarpnął niecierpliwie pióropusz swego kapelusza.
— Więc nie idźmy tak daleko — tymczasem słowo jedno odpowiedzi!
— Masz ją, panie marszałku!
— Jesteś pani okrutną! A raczej usiłujesz nią być!... A gdybym... gdybym ja poprosił o nią, jak o największą łaskę!?...
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/206
Ta strona została skorygowana.