mowych spocząć — sama doglądała porządku, sama pomagała zbierać drobiazgi i, w miarę zamykania skrzyń, puzderek i sepecików, coraz większej nabierała odwagi i pewności siebie. Nic jej teraz nie ustraszało, ani spotkanie z mężem, ani jego niewątpliwy opór, ani gniew na samowolę żony. Pani Walewska rozumiała tylko, że musi uciekać, że musi skryć się przed grożącem jej niebezpieczeństwem, że ta ucieczka jest jedynym ratunkiem, ocaleniem.
Pośród tego nieładu, gorączkowego pakowania, stosów porozrzucanych rzeczy, poroztwieranych szaf, opróżniania szuflad i sekretarek — zastała panią Walewskę księżna Jabłonowska.
Zdziwienie księżnej nie miało granic.
— Marie! Cóż tu u ciebie za rujnacja!? Kufry!? Skądże kufry! Spotkałam Anastazego przed godziną, jak jechał do Gauviona! Nic mi nie wspominał! Zbierasz się, jak do drogi!
— Wracam do Walewic!
— Do Walewic?! — powtórzyła przeciągle księżna.
— Dziś jeszcze — stanowczo dziś!...
Księżna spojrzała badawczo na rozgorączkowaną twarzyczkę swej bratowej.
— Lecz to nagłe postanowienie!... Jesteście przecież zaproszeni do księcia Borghese na jutro!
— Anastazy może zostać!
Księżna ujęła szambelanowę za rękę i odciągnęła do ustronnego pokoju.
— Ty coś przedemną ukrywasz! Nie masz do mnie zaufania — a nie imaginujesz sobie, jak mnie każda troska twoja obchodzi!
— Wierzę — wierzę! — odrzekła pośpiesznie szambelanowa — ale ja muszę stąd... natychmiast! Żadna siła mnie nie zatrzyma! Anastazemu wolno — a ja nie — nie chcę ani dworu, ani waszego świata! Zostawcie mnie, zapomnijcie
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/209
Ta strona została skorygowana.