Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

— Jest to formalne wyznanie! Powinnaś je zachować — może mieć ono nieobliczoną wartość!
Pani Walewska otworzyła szeroko, zaczerwienione łzami, oczy.
Księżna pośpieszyła objaśnić bratowę.
— Koniecznie trzeba zachować to pismo! Wierz memu doświadczeniu! Na panią Grabowskę patrzyłam, jak na ciebie!... Moja ciotka była przyjaciółką Aurory Koenigsmark!
— Za pozwoleniem, mościa księżno!...
— Droga moja! Pozwól mi rzecz wystawić! Bądź szczerą. Chyba mnie powinnaś zaufać! Nie tylko przez wzgląd na Anastazego, pragnę dla ciebie najlepszego; zawsze miałam afekt dla całej twej rodziny, a świętej pamięci pan starosta gostyński nigdy z oczu mi nie schodzi! Mów, mów, dziecko, jakże to było? Od początku! Wczoraj na balu uważałam sama — lecz nawet pan de Périgord wątpił...
Pani Walewska głosem drżącym jęła opowiadać wszystkie szczegóły pierwszego spotkania z cesarzem, a dalej kolejno rozmowy z Duroc’iem, historję bukietu i nakoniec brutalne najście marszałka.
Szambelanowa spowiadała się z zapałem, nie zrażona ani półuśmiechami księżnej, ani jej niedowierzającem chwianiem głowy, ani wyrazem pobłażliwego zdziwienia, rysującym się około jej ust.
Pani Walewska ustawała chwilami — to znów, szarpana nurtującemi ją uczuciami, wpadała w rozgorączkowany ton żalu mimowolnej goryczy, skargi na los, na zwarzoną młodość, na złość ludzką, która ją ścigać nie przestaje, na świat, którego się bała zawsze, a od którego chce uciec.
Księżna ani razu nie przerwała szambelanowej, pozwoliła jej wypowiedzieć się, zrzucić cały ciężar tłoczących ją myśli — dopiero gdy pani Walewska umilkła, szukając machinalnie na twarzy księżnej współczucia, ta uśmiechnęła