Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/218

Ta strona została skorygowana.

w chwilach największego ukontentowania, wyciągnął rękę ku jej twarzyczce i uszczypnął ją zlekka.
— No i cóż!? Hę!... Narobiło się w domu zamieszania, bezładu!... Co?...
Elle est si nerveuse! — ujęła się księżna.
Pan Anastazy kiwnął łaskawie głową.
— Nic się złego nie siało! Kazałem rzeczy rozpakować i koniec! Bardzo dobrze, bardzo dobrze, żeś do mnie księżnę wyprawiła! Cieszy mnie to niezmiernie. Mam w tem dowód rozsądku i przywiązania! Bardzo dobrze!
Pani Walewska spojrzała z wdzięcznością na męża. Nie słyszała go prawie nigdy tak przemawiającego.
Księżna uśmiechała się nieznacznie i mrugała ku szambelanowej!
— To się bardzo ceni! — zakończył z powagą pan Anastazy. — Jestem nader mile „frapowany“...
— Ja nie „czekałam“ innego zachowania od Maryni! — zauważyła z triumfem księżna.
— Zapewne, zapewne! Nic do życzenia!
— I zawsze ci o tem mówiłam!
Szambelan nie zrozumał narazie, o czem to księżna wciąż mu mówiła, lecz, wprowadzony w dobry humor, i tu skinął twierdząco głową, a chcąc i sobie samemu przyznać część zasługi, dodał z powagą:
— Gdybym nie widział w niej zadatków na Kolumna-Walewskę, nie ożeniłbym się nigdy!...
— A zatem trzeba pomyśleć o jutrzejszym obiedzie!
— Suknia szafirowa w gwiazdy! — objaśnił pan Anastazy.
Pani Walewska nie mogła ukryć przerażenia.
— Jakto, więc pomimo wszystko, po tem, co zaszło, mamy być u księcia Borghese?
— Bezwarunkowo! Jesteśmy zaproszeni — zaliczono nas