— Dlaczego?
— Nie mam sił...
— Marie! Nie znasz „Vaubanki“!
— Hm! Może byłoby właśnie lepiej nie przyjąć! — wtrącił niespodziewanie szambelan. — Niechby „blacha“ wiedziała!
Księżna wzruszyła ramionami.
— Więc chyba nie wiesz, że między nią i Pepim już skończone!... Zupełnie... Zachowują pozory i oboje szukają tylko wyjścia!... Zawsze była nam życzliwą!
— Przypuśćmy, lecz ponieważ Marie czuje się nieusposobioną! — ujął się szambelan.
— W takim razie, pozwól, że ją wyręczę! Z Vaubanką nie można! Nie znacie jej, nie doceniacie! Vaubanki się nie lekceważy!... Idę zatem!... Proś do salonu!
Baptysta skłonił się i wyszedł. Księżna podążyła za kamerdynerem.
Szambelan, zostawszy sam na sam z żoną, skrzywił się niechętnie i, kołysząc się na piętach, pośpieszył wytłumaczyć się ze swej niechęci ku hrabinie.
— Nie wiem, co ona widzi w tej przekwitłej Vaubance! Niby zerwane! Znamy się na tem! Poniatowski zrywał z nią nieraz. No, a teraz wiadoma rzecz, obawia się cienia Bourbonów! Oczywiście, bo Vaubanka to Bourboni!
— Bourboni!? — powtórzyła szambelanowa, usiłując zrozumieć męża.
— A któżby! Emigracja francuska! Vaubanka była i jest zauszniczką księcia de Ligny. Ten znów... słowem łańcuch, nieprzerwane pasmo aż do Ludwika! Ho — ho! No, a Pepi!... Ba — ba! Machiavel! Jaki jeszcze.
— Książę Józef?
Pan Anastazy wydął usta.
— Książę Józef! Poniatowski poprostu! Myślisz, niebosz-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/220
Ta strona została skorygowana.